Grając jako red zdecydowałam się na szybkie pójście w 6k i w pierwszym tygodniu zajęłam oba treżaki i zamek Fioletowego AI (Conflux). Moja przejściówka była na terenie wastelandu, więc ten kierunek trochę odpuściłam. Do pierwszego spotkania z przeciwnikiem doszło w drugim tygodniu, gdy jego Anabelka wkroczyła do mojej strefy. Wojsko miałam już trochę przetrzebione po walkach z AI (bohater AI ze strzałką i 40 many), Anabelka złapała je na szczurku i wyzerowała, ale zostało jej tylko 15 korsarzy. Żeby ją wygonić z tej strefy musiałam sprzedać całą surkę (gildia bye bye...), ale udało się. Prawdę mówiąc, to zastanawiałam się w tym momencie, czy nie poddać gry. Widziałam pewne szanse na powrót (Deemer, tylko on mógł z mizernym wojskiem zrobić konsy, które miałam w zasięgu). Po odblokowaniu dostępu do kapliczki z czarem t4 (liczyłam na tp, ale było wskrzeszenie, więc też super) wiedziałam już, że będę walczyć dalej. Po mojej stronie było kilka kons, u przeciwnika sporo exp. shopów i chociaż miał Lunę - mapa, którą dostał nie była pod tego bohatera. Pod koniec drugiego tygodnia mieliśmy chyba mniej wojska, niż w pierwszym tygodniu. Ciągłe walki szczurków dużo kosztowały, więc pomimo tego, że dysponowałam confluxem, długo nie miałam na tyle złota, by postawić uniwerek i kupić Deemerowi magię ziemi. W 3. tygodniu mieliśmy już wojsko dość silne, tawerna cały czas pokazywała, że przeciwnik jest jednak silniejszy ode mnie. W końcu przeciwnik zdecydował się na atak. Miał tp, dd (nawiasem mówiąc - z buta, haha), podstawił się do ataku na jedno z moich miast. Zauważyłam to na szczęście. Mój Deemer właśnie przymierzał się do robienia pierwszej topki, ale zrezygnowałam i z pełną maną przeniosłam go do zagrożonego miasta. FB było w 141- Deemer vs Calid (Calid miał implozję, prawdopodobnie od uczonego, stąd został wybrany na FB). O losie potyczki zadecydowała magia (res z kapliczki) i to, że Deemer miał więcej many. To była długa gierka, dość męcząca. Ale po raz kolejny przekonałam się, by nie poddawać się przedwcześnie, gdy istnieją jakieś szanse na powrót... I to właśnie ta nieprzewidywalność jest w H3 tym, co lubię. Tfp.